Fundacja Małych Stópek

Fundacja Małych Stópek

Fundacja Małych Stópek powstała 5 kwietnia 2012 r. w Szczecinie. To jednak data jedynie formalnego zatwierdzenia działań organizacji, którą tworzą osoby od wielu lat zaangażowane na rzecz obrony wartości ludzkiego życia, od poczęcia do naturalnej śmierci oraz godności jego przekazywania. Początkowo ich głównym celem, była organizacja Marszu dla Życia w Szczecinie oraz promocja duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Obecnie działania Fundacji mają znacznie szerszy zakres – obejmują całoroczną formację i edukację młodzieży, kształtowanie opinii publicznej oraz pomoc matkom, które zrezygnowały z zamiaru aborcji i urodziły swoje dziecko. Działania te, dotyczą nie tylko terenu Szczecina, ale i całej Polski, a wiele inicjatyw ma zasięg międzynarodowy.
Fundacja swą nazwę zaczerpnęła od istniejącego w przestrzeni wirtualnej Bractwa Małych Stópek (BMS), powołanego do życia przez ks. Tomasza Kancelarczyka. Bractwo nie jest strukturą formalną. To inicjatywa, zrzeszająca w sposób nieformalny (w internecie) kilkadziesiąt tysięcy obrońców życia z całej Polski, a także spoza jej granic. Jej celem jest dzielenie się informacjami, dotyczącymi obrony życia oraz aktywizowanie do działań pro-life wszędzie tam, gdzie są członkowie Bractwa.
Fundacja Małych Stópek (FMS) w odróżnieniu od Bractwa, stanowi strukturę formalną. Dzięki wsparciu Darczyńców, FMS może nieść konkretną pomoc poszczególnym osobom.

Najpierw zginęła jego córka. A potem przyszła ta "oszołomka"…

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Lekarz, który przez 10 lat przeprowadzał aborcje, mówi o sposobie, w jaki dotarło do niego przesłanie pro life.

 
https://www.youtube.com/watch?v=PxsDmmSIAcg&index=1&list=PLolzY7tCa6AcAb5WC1SAYqg1B0Wl_4gjm&t

Dołącz do grona pro life:
SUBSKRYBUJhttp://bit.ly/1S5DYJu
Doktor Anthony Levatino zaczął przeprowadzać aborcje w roku 1977 w stanie Nowy Jork, USA. W sumie przeprowadził 1200 aborcji, wśród nich ok. 100 tzw. późnych aborcji do 24 tygodnia ciąży. Swoją pracę traktował bardzo profesjonalnie i nie widział w niej nic złego. Uważał to za prawo kobiety do wolnego wyboru.
Przełom w jego życiu nastąpił, kiedy adoptowana przez niego córeczka w wieku sześciu lat została śmiertelnie potrącona przez samochód. Kiedy po tym traumatycznym wydarzeniu wrócił do pracy, po raz pierwszy tak naprawdę spojrzał na „odpadki medyczne”, które szczypcami wyjmował z ciała kobiety. Zobaczył rączki, nóżki i to nim wstrząsnęło. Zmasakrowane ciałko dziecka niejako przypominało mu ciało jego własnej córeczki.
Z początku zrezygnował tylko z przeprowadzania aborcji w trzecim trymestrze, ponieważ było to dla niego za trudne, bo dziecko było duże. Później jednak zrozumiał, że nie ma znaczenia jak wielkie jest dziecko, które zabija. Od tamtego czasu postanowił, że już nigdy nie przeprowadzi aborcji.
W swojej pracy, jeszcze jako aborter, spotkał się z grupami ludzi z ruchu pro life. Pamiętał ich, jak pikietowali przed kliniką, w której pracował i modlili się pod oknami. Uważał ich za bandę świrów i oszołomów, tak jak sądzili o nich wszyscy jego koledzy po fachu. Jednak pewnego dnia do jego gabinetu zawitała wyjątkowa pacjentka.
Kobieta przyszła tylko na zwykłe badanie kontrolne, a kiedy badanie się skończyło, zapytała lekarza, czy może z nim porozmawiać. Dr Levatino wiedział z doświadczenia, że pacjentki chcą się zwierzać dopiero wtedy, kiedy zaufają swojemu lekarzowi, dlatego profesjonalnie odparł: „W czym mogę pani pomóc?”
„Przyszłam tutaj, ponieważ mam do przekazania panu wiadomość” – zaczęła poważnym tonem. „Jezus pana kocha i troszczy się o pana. I On nie chce, aby pan w swoim życiu zajmował się przeprowadzaniem aborcji. Proszę przestać” – brzmiała wiadomość. Dr Levatino miał wówczas w głowie tylko jedną myśl – jak tu najszybciej pozbyć się tej szalonej kobiety. Po czym wyprosił ją.
Po roku kobieta znów przyszła na badanie kontrolne. I znów, kiedy badanie się skończyło, zapytała, czy może mu coś powiedzieć. Po czym powtórzyła tę samą wiadomość. Lekarz zorientował się, że to ta sama kobieta, głęboko w pamięci bowiem utkwiły mu jej słowa. Przypomniał sobie także, że w międzyczasie otrzymał trzy kartki pocztowe zaadresowane na jego miejsce pracy z napisem „Poufne”, które zawierały tę samą wiadomość. Później dowiedział się, że ta sama kobieta była także wśród „oszołomów” modlących się pod oknem jego gabinetu.
„To, co ta kobieta zrobiła, nazywa się adoptowaniem aborcjonisty” – powiedział później w wywiadzie dla „Live Action”, organizacji, która walczy o życie dla nienarodzonych dzieci. Doktor Levatino zaapelował do wszystkich działających w ruchu pro life, zwłaszcza kobiet, aby nie robiły czegoś takiego jak: „Ten lekarz przeprowadza aborcje, więc na pewno do niego nie pójdę”.
„Nigdy nie zmienicie świata, nie zmienicie punktu widzenia lekarza-aborcjonisty, jeśli najpierw nie wytworzycie z nim jakiejś więzi” – powiedział. „Ta kobieta była bardzo sprytna. Stała się moją pacjentką. A wierzcie mi, lekarze słuchają swoich pacjentów.”
Dr Levatino aktywnie działa teraz na rzecz pro life. Od medycznej strony tłumaczy jak przebiega aborcja i na czym polega cała procedura. Ruch na rzecz obrony życia nienarodzonych traktuje jako zadośćuczynienie za te 1200 dzieci, które zamordował. „Jak zrekompensować życie 1200 dzieci? Nie można” – wyznał. Dodał jednak, że działanie na rzecz pro life pomogło mi znaleźć przebaczenie i uleczenie.
Dr Levatino jest bohaterem instruktażowych filmików, na których zaprezentowano przebieg aborcji w każdym trymestrze.
Dołącz do grona pro life:
SUBSKRYBUJhttp://bit.ly/1S5DYJu

Źródło: http://gosc.pl/doc/3703547.Najpierw-zginela-jego-corka-A-potem-przyszla-ta-oszolomka

Facebook
Twitter
LinkedIn
Pinterest

Zobacz więcej:

Zapisz się na Newsletter i otrzymaj od nas DARMOWY PREZENT!

Uzupełnij poniższy formularz i dołącz do naszego newslettera w zamian wyślemy Ci bez żadnych Twoich kosztów międzynarodowy symbol obrońców życia, stópki 10 - tygodniowego nienarodzonego dziecka w ich naturalnym rozmiarze.

Zostań Ambasadorem

Dołącz do bractwa