O ile pamiętam byłem gościnnie w kościele gdzieś koło Gdańska. Tuż przed Mszą zadzwonił telefon. Tak wiem, przed Mszą to nie czas na pogaduchy ale to był telefon od Wiktorii, która była w ciąży, a wcześniej chciała dokonać aborcji. Jeszcze nie był czas na poród, dlatego wzbudziło to mój niepokój. Odebrałem telefon i usłyszałem: „…proszę księdza, urodziłam”. Trochę mnie zamurowało, a ona do mnie mówi, że dzwoni do mnie jako do pierwszego z tą informacją ,,bo do kogo miałam zadzwonić skoro wszyscy chcieli zabić dziecko”. Byłem poruszony do łez i w takim stanie wyszedłem odprawiać Mszę …bo już był czas. Wychodzę, czynię znak krzyża świętego i nic, bo łzy w oczach i gula w gardle. Patrzę na ludzi w kościele, którzy z pewnością pomyśleli sobie, że jakiś dziwny ksiądz przyjechał do nich.Gdy zebrałem się w sobie powiedziałem co jest grane ,,urodziło się dziecko, które było stracone przez wszystkich” i co widzę …uśmiech na twarzach. To był dobry wstęp do Mszy świętej …chwila ciszy ze łzami w oczach.
zapraszam do grona obrońców życia na Fb https://www.facebook.com/BractwoMalychStopek/