Obudziłem się niewyspany. Spóźniłem się do fundacji, ale że inni spóźnili się bardziej, to naradę zarządu rozpoczęliśmy z wielkim poślizgiem. Samo spotkanie miało trwać godzinę, a trwało dwie, więc wiedziałem, że wszystkie zaplanowane sprawy będą opóźnione. Właściwie nie wiedziałem, bo zapomniałem terminarza z planem dnia, a było tego bardzo dużo. Na dodatek przy oględzinach budowy naszego studia okazało się, że na jednego tam pracującego jest pięciu innych, którzy wiedzą najlepiej jak i co robić, tylko że każdy wie inaczej. Wyszedłem z fundacji podenerwowany, wsiadłem do samochodu no i bęc, ale takie mocne bęc. Moje Volvo jak to Volvo ucierpiało trochę, ale ten drugi, to chyba do kasacji. Na całe szczęście nikomu nic się nie stało. Co tu gadać, moja wina, bardzo wielka moja wina ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Było już późne popołudnie i nie chciało mi się nigdzie dzwonić ani z nikim rozmawiać. Po prostu z bólem kontemplowałem dźwięk zderzenia samochodów i własnej nieuwagi. Jednakże wiedziałem, że jeden telefon to jednak muszę koniecznie wykonać, ale też spodziewałem się dobijającej mnie porażki. Poprzedniego dnia rozmawiałem z kobietą w bliźniaczej ciąży, która zapowiadała, że już podjęła decyzję i tak naprawdę nie mamy o czym gadać. Wszystko w jej życiu się zawaliło i nie widzi innego wyjścia. Straciła pracę, okazało się, że jej trzyletni synek jest chory, ojciec jeszcze nienarodzonych dzieci dał dyla, rodzina odwróciła się od niej, przyjaznej gotowej pomóc duszy brak, środków finansowych zero, a długów wiele. Spróbowałem jeszcze raz z taką myślą, że bałagan który zrobiłem dzisiaj na drodze to żadna tragedia, bo tragedią będzie śmierć tych dzieci. Chyba ta refleksja nad przemijalnością rzeczy, moje Volvo i te drugie auto, pobudziła mnie do walki o to co jest najważniejsze …o życie.
Całkiem szczerze obiecywałem jej to wszystko co teraz jest jej potrzebne i co będzie potrzebne w niedalekiej przyszłości, no wiecie, lokum, wyżywienie, artykuły kosmetyczne, higieniczne itd. Wydaję się, że najbardziej ją przekonywująca była moja wizja jej przyszłości, w której będzie jej bardzo ciężko ale na pewno nie będzie żałowała urodzenia tych dzieci. Kończyłem rozmowę z nią z zapowiedzią następnej po kolejnych lekarskich badaniach. W głosie nie czułem już rezygnacji ale gotowość do przyjęcia tej trudnej przyszłości. Jak zawsze paradoksalnie operowałem hasłem z drugiej strony barykady, a mianowicie ,,nie będziesz sama”. Wiecie, że to działa, ale wtedy kiedy szczerze się wierzy, że to prawda i że się dotrzyma słowa. Wiem, że łatwo mi to mówić, bo i ja nie jestem sam mając za sobą darczyńców Fundacji Małych Stópek, których i teraz proszę o wpłaty na konto z tytułem przelewu DAROWIZNA CIĄŻA. Będę wdzięczny za wysłanie po wpłacie smsa na mój tel. 608752142 z info ile poszło, co oczywiście nie jest obowiązkowe.
Wydawało się, że dzień będzie pod znakiem wielkiego dzwonu, a tu taka niespodzianka.
Ksiądz Tomasz Kancelarczyk, ten od małych stópek.
P.S. Patrząc na uszkodzenia mojego samochodu, aż się nie chce wierzyć, że ten drugi pójdzie na złom.
Fundacja Małych Stópek
ul. Świętego Ducha 9
70-205 Szczecin
Przelewy krajowe:
nr konta: 13 2030 0045 1110 0000 0231 0120
Tytuł przelewu: DAROWIZNA CIĄŻA
Przelewy z zagranicy:
SWIFT (BIC): PPABPLPK
IBAN: PL 13 2030 0045 1110 0000 0231 0120
BLIK, PayPal, wpłata Online
Przekaż Datek: https://fundacjamalychstopek.pl/wspieram